Wróciłam z wakacyjnych wojaży wypoczęta, trochę opalona, z masą nowych pomysłów i mnóstwem energii.
Przynoszę Wam więc "krótką" foto relację z naszego urlopu.
Wyruszyliśmy w niedzielę wcześnie rano, ale jednak z godzinnym poślizgiem, bo.... zaspaliśmy :D
Trasa była długa, więc staraliśmy się nie robić częstych przystanków. Jak się okazało później - z dziećmi się tak nie da. Siiiiiikuuuuuu! - najczęstszy powód naszych postojów :))
Przy okazji zjadaliśmy kanapki.
Około 18:00 dotarliśmy do naszej bazy w Gdyni. Dzieciaki, mimo długiej podróży, zmęczenia - nie zrezygnowały ze wieczornego spaceru nad morze. Nie mogły się już doczekać, kiedy zobaczą wielką wodę :)
Wybraliśmy najkrótszą trasę do morza - wiodła przez las. No więc poszliśmy.
I jest!!! Morze!!!!
Ależ radocha. Piasek, bose stópki, duuuuużo piasku, wiatr i fale!!!
Wróciliśmy tą samą ścieżką na kwaterę i .... padliśmy jak muchy.
Drugiego dnia, kiedy mieliśmy najlepszą pogodę - wybraliśmy się do Sopotu. W planach mieliśmy molo i Operę Leśną.
Oczywiście samochód został w Gdyni, a my pojechaliśmy kolejką miejską, która okazała się jedną z fajniejszych atrakcji dla dzieci, które nigdy nie jechały pociągiem :)
Na molo cudnie przypiekało nas słonko i opalał nas morski wiatr.
Trudno było zrobić jakieś zdjęcie od przodu, bo Lenka i Miko musieli się wspiąć na każdą ławeczkę, żeby patrzeć na morze.
Statek Piracki zrobił ogromne wrażenie na Lence. Miko bał się nim płynąć w obawie, że statek może tu nie wrócić, bo na środku morza skończy mu się paliwo do pływania :)
Skorzystaliśmy za to z ławeczki zbliżającej ludzi.
I spacerowaliśmy po wszystkich zakamarkach molo.
Mikuś ma nowe powiedzenie: "mewa-krewa".
Wspólne zdjęcia mamy 4. Wszystkie samowyzwalaczem. Tutaj zaryzykowałam i ustawiłam aparat na barierce. Mógł wpaść do Bałtyku. Ale by było!!!
Operę Leśną - szlag trafił, bo dzieci zastrajkowały. Nie idą i już. One chciały na plażę. No to pojechaliśmy z powrotem pociągiem do Gdyni. Ubraliśmy stroje plażowe i pojechaliśmy (już samochodem) na plażę w Gdyni-Orłowo - przy małym molo.
Jaka to była radość, to chyba nie muszę pisać. Nagle całe zmęczenie znikło :)
Nasmarowaliśmy nasze poospowe plamy filtrem 50 i wystawiliśmy na słońce.
Wieczorem znów padliśmy szybko.
Trzeci dzień poświęciliśmy Gdyni. Zwiedzaliśmy statki w porcie, kupowaliśmy pamiątki i jedliśmy smażoną rybkę, której nie zapomnę do końca życia..... z powodu jej ceny (sic!).
Tego dnia było już chłodniej, a dodatkowo wiatr od morza obniżał odczuwalną temperaturę. Jednak powietrze było genialne - nic, tylko wdychać. Co by nawdychać jak najwięcej - znów poszliśmy do portu pieszo. Doszliśmy do bulwarów nadmorskich i nimi - wciąż spacerem doszliśmy do Skweru Kościuszki, gdzie zrobiliśmy masę zdjęć, m.in. z panem Piratem za 5 zł :)
Zwiedziliśmy Dar Pomorza...
W drodze powrotnej zaczęło padać, więc wpadliśmy do centrum zabaw. To był pierwszy raz Mikołaja - był zachwycony, a po chwili bez pomocy deszczu - cały mokry :)
Lenka - była w swoim żywiole.
Do mieszkania wróciliśmy Trolejbusem - kolejna wielka atrakcja dla dzieci. Dobrze, że zdjęcia nie chciały w tym mobilu ....
Z powodu deszczyku, bolących nóg - wieczór spędziliśmy w pokoju, wychodząc tylko do sklepu po bułki.
Czwartego dnia mieliśmy zaplanowane Zoo w Gdańsku i tamtejszą Stocznię i Stare Miasto. Tego dnia musieliśmy też dotrzeć do Suwałk.
O 9-tej rano byliśmy już w Zoo.
Pogoda na spacer przyjemna. Beż żaru i upałów. W sam raz.
Karmiliśmy kozy w miniZoo.
Odwiedziliśmy park Dinozaurów.
Kiedy wyszliśmy z Zoo, a raczej wyczołgaliśmy się - mega zmęczeni, z bolącymi nogami - było już grubo po 13-tej. Sporo tam kilometrów mają :P
Wsiedliśmy do samochodu i w momencie zapinania Mikusiowi pasów w foteliku - ten zasnął. O zwiedzaniu Gdańska nie było już mowy :((((
Od razu wyruszyliśmy w trasę do Suwałk, gdzie dotarliśmy po 21-ej i od razu (około północy :P) poszliśmy spać.
Następnego dnia - mieliśmy już sielsko-domowe klimaty, wypoczynek na łonie natury i mnóstwo zabawy z dziećmi.
I w podobny sposób spędziliśmy prawie cały tydzień.
Wujek przewiózł dzieci na motorze :)
Radość wielka i wiatr we włosach.
Graliśmy w piłkę
Karmiliśmy kury
Tworzyliśmy grafitti
Pluskaliśmy się w basenie
i w jeziorze
Niebo nam sprzyjało
Wszystko co dobre szybko się kończy i trzeba było wracać. Trasa już ciut krótsza - mimo to zajęła nam znów prawie 12 godzin. Wiadomo dlaczego :)
A nasza wyprawa wyglądała tak:
Moje dzieci są SU PE RO WE!!! Były bardzo grzeczne mimo tylu godzin w samochodzie. Nie marudziły, nie wymyślały, tylko grzecznie siedziały w swoich fotelikach. śpiewaliśmy piosenki, drzemaliśmy i zachwycaliśmy się widokami zza szyby naszego Romeo :)
Teraz wypoczywamy w domu, w ogrodzie u babci.
W sierpniu jeszcze chyba sobie wyskoczymy na jeden dzień w Bieszczady i bardzo chcielibyśmy do Krakowa choć na chwilę. Wszystko jednak zawsze od czegoś zależy. No więc i u nas zależy.....
Póki co - czekamy na gości :D i szykujemy się na urodziny Lenki.
Dobrnęłam do końca opowieści. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.
Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali podczas naszej nieobecności.
Dziękuję za wszystkie komentarze i maile jakie dostałam i które cieszyły mnie poza domem.
Buziaki opalone Wam ślę :)
Och, jak ja Wam tego morza zazdroszczę :) super, że Twoje dzieciaki tak dzielnie znoszą podróże samochodem! Z moimi jest różnie :/
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia:) będzie co oscrapować ;)
Asiu, ja do tego roku, też wszystkim zazdrościłam, ale udało się i nam. A skoro nam się udało, to i Wam się uda. Z pewnością - macie bliżej nad morze :D
Usuńsuper że wyjazd Wam się udał i wszyscy zadowoleni wróciliście :)
OdpowiedzUsuńcudnie patrzeć na takie uśmiechnięte buzie :)))
OdpowiedzUsuńa co to za rybka była? :D:D
Dzięki Asiu. Rybka to był DORSZ :)
UsuńFantastyczna relacja ! Miło ogląda się tak szczęśliwą rodzinkę jaką jak myślę tworzycie Wy :)
OdpowiedzUsuńTworzymy Gosiu :D
UsuńFajnie, dzieciaczkom się należało po tych wstrętnych choróbskach :)
OdpowiedzUsuńszkoda że podróż taka długa też byśmy się wybrali:)
No najgorsze jest to, że my na końcu świata i wszędzie daleko.... :)
UsuńMadzik, rewelacja! Cudnie popatrzeć i pozazdrościć takiej fajowej wyprawy! :*
OdpowiedzUsuńDzięki Dorka. Fajnie tak się móc wyrwać z codzienności. :*
UsuńMadzia, przejeżdżaliście przez Ostródę i nawet na kawulca nie wpadłaś :( Buuu... :(
OdpowiedzUsuńAle grunt, że wycieczka udana i będziecie mieli co wspominać :) Buziaczki :*
No szkoda, ale pisałam wcześniej gdzie jadę i nikt się nie odezwał, a ja już nie pamiętam kto gdzie mieszka :(((
UsuńNastępnym razem trąb zawczasu :D
Druga sprawa to fakt, że grafik był napięty i trudno byłoby wszystkich odwiedzić :(
Ale świetna relacja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki Irenko :)
UsuńŚwietny wypoczynek, my też już niedługo wybieramy się nad może i mazury. Zazwyczaj lądujemy w Gdyni Orłowie, tam jest fajnie, bo i ludzi tak dużo niem a dzieci jak znudzą się plażą to mogą się pobawić na placu zabaw :) Nie wiem czy trafiłaś z dzieciakami na duży plac zabaw w Gdyni przy wejściu na bulwar, tam to dopiero jest szał :)))Ale na pogodę to nie mogliście chyba narzekać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak trafiliśmy, ale nie było czasu na zabawy, poza tym wiało bardzo, więc nie skorzystaliśmy z placu.
UsuńPozdrawiam ciepło :)
Kochana, szkoda, że nie wyszło nam spotkanie, ale widzę, że mieliście bardzo intensywne dni :) jak doszłam do momentu, gdzie piszesz o zamiarach zwiedzenia ZOO, starówkii stoczni i wyjazdu do Suwałk, to pomyślałam sobie - "ale jak dadzą radę??", bo mimo, że do zoo co roku jeździmy, to zawsze kilka grubych godzin... :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie Maryś - strasznie padnięci byliśmy po wyjściu z Zoo.
UsuńTeż załuję, że się nie spotkałyśmy, no ale jak widać.... nie można miec wszystkiego :)
Cudowne wakacje... ;)
OdpowiedzUsuńdzieki za piekne zdjecia :) szczegolnie znad morza...
Ha, a ja tez tesknilam za morzem... no i udalo sie ;) wlasnie jestem u brata pod Londynem i tez w niedziele zabral mnie nad morze... - nie zapomne mu tego :)
Pozdrawiam i gratuluje raz jeszcze udanej wyprawy :)